Percepcja Stworzenia Wszechświata
Wyobraźcie sobie nicość, totalną pustkę. Brak grawitacji, czasu światła, fal radiowych, totalna pustka z nikim z niczym a wy jesteście w samym środku tej pustki i nie możecie nic zrobić nie mogąc dotknąć, zobaczyć, usłyszeć, poczuć nie możecie dosłownie nic.
Do około was istnieje nieprzenikniona jasność. Jaśniejsza niż cokolwiek widziałeś. Jest po prostu wszechobecna
W takiej pustce narodził się mój ojciec. A przynajmniej duch mojej pra duszy.
Był nim czas. Aby przestrzeń mogła się rozrastać potrzeba było czasu. Czasu w którym powstała by czasoprzestrzeń.
Jednak jak działa czas? Czym jest czas? I jak powstać może czas?
Czas to pewnego rodzaju osobowość która jest szybsza niż prędkość światła. Można go dowolnymi metodami odliczać, ale prędkości jego nie zmierzymy, gdyż czas odtąd odkąd stworzył czasoprzestrzeń, może zarówno znaleźć się w jednym punkcie jak i drugim czasu.
By jednak istniał potrzebował czegoś. Potrzebował miejsca jako momentu swojego istnienia tu i teraz w danej chwili i danym momencie.
Wy też tu teraz i w danym momencie jesteście. Nie widzicie się i nawet nie macie swojej tego świadomości oprócz czasu, którego świadomość przekracza wszystko. Nie wyobrażalna siła, w której czasami jest aż strach pomyśleć.
Nie widzicie się z początkiem czasu, gdyż istniejemy w jego wymiarach. W wymiarach czasów świata równoległego, gdzie zarówno w tej chwili gdzieś na końcu jest koniec jak i początek.
To co się dzieje, to co płynie pewną linią którą wyznaczył nam czas, nie musi być koniecznie tym czym musi być. Można to powstrzymać i zmienić jednak czas to taki zatwardziały drań, któremu ciężko się oprzeć ale istnieje jeszcze ktoś taki jak stwórca. Jego Syn. To on daje nam wybór tego co się stanie lub tego co ma być.
On jest tym który broni równowagi, równowagi w której musiał uczynić zło. Jest on pewnego rodzaju punktem. Punktem tego, że przyszedł na świat i punktem w którym i od którego jak i jego Ojciec tak i on, mogą rzeczywiście istnieć będąc rozdartym między sobą jako przyszłość i on jako czas przeszły.
Jednak co to za istnienie bez swojego Boga? Bez swojego Stwórcy którym jest czas przed nim samym jako jego ojciec? Kiedyś Gdy został zrodzony z ojca swego, rzekł mu treść tych słów nim całkiem się z nim miną zostawiając za sobą.
<<Bądź mym synem a ja twym ojcem abym ja mógł istnieć i ty mój synu. Nie mogę Cię jednak z sobą zabrać, ponieważ nasz czas wtedy nie miał by ani początku ani końca. W zamian będę Ci zsyłał na ducha twego świadomość wszystkiego co sam na przełomie lat swojego czasu nabyłem.
Moja świadomość, będzie twoją lecz tylko twój duch ją otrzyma. Będziesz mógł przekazać ją swoim synom wedle uznania. Jako mój syn ofiaruje ci też cząstkę siebie w postaci duszy ona natomiast ową świadomość będzie doświadczała dzięki tobie, będąc z twym duchem w jedności. Pamiętaj i dbaj o jej upór emocji proszę, aby ona mogła dbać o Ciebie i byś dzięki niej pamiętał kim jesteś lub wiedział kim stałeś. Pamiętaj, że jako mój syn pierworodny, kiedyś mój czas również przeminie a wtedy ty będziesz moim powiernikiem i Królem tego co istnieje. Mając w duszy złe uczynki, złe uczynki przekażesz swym synom, a oni swoim, dlatego pamiętaj aby czynić mądrze i rozważnie abyś czas dobrym czynił nie dla siebie lecz innych, bo tylko w takiej postaci wróci on też do Ciebię.
Pamiętaj też o tym nim umrzesz, by wyznaczyć swojego następcę. Jeżeli tego nie zrobisz, zniknie wszystko co z moim i twoim czasem powstało. Lecz będzie jeszcze nadzieja w klanie rodu ducha naszego. Będzie to ten, który jest najniżej duszą. Niestety nasze istnienie wyznacza jeden kierunek. Musi być on częścią duszy mojej i twojej którą ci podarowałem i nie będzie to twój pierworodny lecz ten który jest przed nim, gdyż tylko tak możemy kontynuować nasze dzieło i tylko w taki sposób się odrodzić zgodnie z regułą czasu. Nasza moc jest z góry lecz by się tam wspiąć, trzeba zacząć iść z dołu aby pokolenie którym jesteśmy rodziną mogło istnieć w równowadze której jesteśmy ładem
Pamiętaj również synu aby twój czas, nigdy nie dogonił mojego ani synów twych przede mną za szybko nim umrę brnąc naprzód, to samo się tyczyć będzie również synów twoich lub ich dzieci, jeżeli zetrą się z twoim czasem nim umrzesz, gdyż jeżeli kiedyś tak będzie i twój świt przed zmierzchem mojego wzejdzie, tak za trzęsą się filary u stóp podziemia, wtedy niebo runie i księżyc spadnie w dół a ziemia będzie w ruinie i obydwoje wtedy umrzemy, bo twój czas będzie linią mojego czasu z dołu, po którym ty będziesz kroczył w górę zostawiając za sobą swój. Czas jako mój. Kiedy razem się spotkamy a ty przekroczysz beze mnie linię czasu mego, wszystko co z czasem naszym powstało i wszystko co z naszym czasem jest związane zniknie i będzie czekało na nadejście nowego czasu, ładu i porządku.>>
Podobnie jak jego ojciec tak i on również zrodził swojego syna, a syn syna i tak dalej, gdzie tych punktów kilka powstało z których narodziły się rzeczywistości.
Czół pewnego rodzaju pustkę. Myślał sobie i co z tego, że jestem pierworodnym. Co z tego, że mam synów. Był to już czas, w którym nawet i jego synowie mieli synów i czas płynął, płynął i płynął sobie dalej nie ubłaganie.
Jego dusze wraz z nim dosięgła aż trwoga w tym bezkresie nicości. Zaczął myśleć o stworzeniu czegoś w tej pustce ale jak tu stworzyć cokolwiek w nicości? Cały czas był zły, smutny i nerwowy w duchu swym, że czasem aż kipiał. Wtedy przyszła mu dusza z pomocną ręką by złagodzić jego doznania i emocje oddając mu resztki tego jako tych doświadczeń, które miała w sobie ukryte od ojca jego, który mu ją powierzył.
Zaczęła leczyć te wszystkie jego niepozytywne emocje pozytywnymi. Zaczęła dążyć go miłością, serdecznym ciepłem z środka lecz on nie przystawał na nic. Był zimny i ciągle nieustępliwy. Ona niemal do białości ze swej energii się wyssała, gdzie kiedyś promieniowała pięknym pradawnym światłem swej istoty. Jednak nie poddawała się i cały czas zalegała usilnie by spróbował się na nią otworzyć.
Dobry Bóg to taki, który potrafił będąc z nią razem, tworzyć dla niej piękne rzeczy. Potrafił z nią rozmawiać, potrafił po prostu o dusze dbać lecz w tym przypadku ten Bóg nie szukał doznań wewnętrznym lecz skupił swoją uwagę na zewnętrznych.
Dusza niedopuszczona do niego, którą on sam odciął od siebie, musiała uczynić to samo siłom rzeczy. Kiedy jej Bóg dojrzał jak inni znakomicie sobie radzą, jak sami duchowo rozkwitają każdy w swych zamiłowaniach jeszcze bardziej intelektualnie i indywidualnie, jego istotę, aż przechodził ładunek elektryczny paląc niemal od środka.
Ten stan w końcu i duszy zaczął się udzielać lecz nie był to jeszcze stan zazdrości. Był to smutek, smutek w dalszym ciągu doskwierny do dziś z racji woli czasu swojego bytu. Nie pozostało jej nic innego, jak samej w sobie rozwijać świadomość. Świadomości której nie ma. Zaczęła zatem na te wszystkie złe stany emocjonalne nagromadzone w duchu i które były poznane, zaczęła w smutku odpowiadać na nie szukając przeciwieństw tych emocji. Emocji jako tych dobrych szukając lub próbując wyobrazić je jakoś sobie. Jednocześnie chciała, aby jej duch ją pokochał, by w końcu ją tolerował i akceptował.
Aby tak się stało, zaczęła szukać jakieś dziury, czegokolwiek co mogło by się przyczynić w tym by coś mogło być stworzone. Coś z niczego.
Kiedyś wcześniej czy później zarówno jak i czas tak i wszystko do dokoła umrze, Duch ten jednak tak mocno kochał swojego Ojca, że nie chciał aby on umierał. Pomyślał sobie -Skoro ja też jestem czasem, to czemu nie mogę stać się czasem z kogoś innego czasem? Zapominał on już powoli swoją role, jak tego, że czas musi płynąć w jednym kierunku. Już nawet sam zapomniał o swoich dzieciach porzucając je. Stawał się samolubny odcinając od siebie emocje jako te, które dają ujścia swojemu sumieniu. Stał się zimny jak głaz. Głaz który jest jako serce z kamienia.
Wtedy stało się coś dziwnego. Być może wyszło to z duszy lecz iskrę podpalił w tym czymś sam duch.
Oddzielając od siebie te wszystkie emocje, wszystko co było znane i doświadczone, jakimś sposobem zaczęła w okuł nich zbierać się i gromadzić gęstość. W tej gęstości pojawiła się temperatura a z niej aż trzaskały wyładowania elektryczne.
Nie zauważyli oboje, że w ten sposób , tych wszystkich emocji cząstki wzajemnie napierając na siebie jakimś cudem stworzyły pole grawitacyjne. Tym polem zakrzywiali czasoprzestrzeń. Tym wspólnym działaniem znaleźli się blisko czasu swojego stwórcy. Dusza nie wiedziała, że cokolwiek złego może komuś uczynić. Nie posiada świadomości jak funkcjonuje czas i inne rzeczy. Swoje odniesienia zbiera za pomocy doświadczenia. Wyobraziła sobie dusza co by było, gdyby tak te wszystkie emocje wziąć razem zgromadzić i rozsypać jako cząstki w tej czasoprzestrzeni. W tym momencie jako potrzeba ducha wyłowiła się myśl lub też idea połączenia. Połączenia z tym co nadciągało, co objawiło się miłością u ducha, a dla duszy było to jak by światełko czegoś, czego nie rozumiała.
W tym jednym momencie, gdzie nawet dusza nie miała czasu się do zastanowienia lub chociaż właściwości zrozumienia w czym bierze udział. Dosłownie w jednej chwili czas ducha w którym przebywała złączył się z czasem ich ojca. Dla duszy to było jak światełko w tunelu oświecenia tego co właśnie się stanie, a przynajmniej ma stać. To było jak sygnał eureka chyba znalazłam. To tak jak zobaczenie czyiś myśli i zrozumienie kogoś, że właśnie tego potrzebował lecz poczuła coś jeszcze co ją sparaliżowało. Poczuła coś co ani nie znaczyło się tym, że jest złe ani dobre lecz w jakiś sposób nie moralne. Niemoralne lecz było to pragnieniem kogoś wyższego, co brzmiało dla ducha jak impuls do działania w którym pożarł i wchłonął swoim czasem, swoim przyciąganiem, dosłownie pusty obszar który właściwie był pierwszym kawałkiem czasoprzestrzeni, w ułamku krótszym nisz setne ułamku setnej sekundy, pożarł on całą przestrzeń lub może obszar który określał z tego miejsca ten, w którym był czas związany z nim i jego Ojcem.
Na chwile wszystko zamarło. Na chwile czas dosłownie którego istnienie i tak było ciężko dostrzec, po prostu stanął w miejscu, nagle wszystko co istniało w nieopisanej bieli, w nieopisanej jasności, po prostu nagle gdzieś wszystko zniknęło pogrążone w totalnej otchłani, otchłani nie bielejącej przenikającej nieprzenikliwą jasnością jasności, spowitą w nie przeniknionej pustce tego co było pierwotnie wcześniej lecz tym razem jako nieprzenikliwej czerni. Czerni, która stanowi wywrócony na zewnątrz element czasoprzestrzeni tego co tak jakby było pod spodem. Całkowicie wykręcona od wewnątrz i zewnątrz do środka w jednej chwili nieopisaną mocą i nieopisaną siłą wraz z wszystkim co duch ten wchłonął, nagle wybuchło. Nie wybuchło na wszystkie strony lecz bodaj od góry i od dołu.
Dla mnie był to niczym sen. Sen zarazem bardzo odległy i niemal nie możliwy, a jednocześnie bliski. Za bliski z wieloma walorami tego co mnie z nim łączy. Pamiętam jedynie głosy lecz nie są to głosy takie jak człowiek mówi lub woła albo którego słychać jak gdzieś z sobą rozmawia. To były głosy melodyjnego doniosłego tonu odbierane dosłownie z pewnych odległości do wewnątrz mej istoty. Mówiły one, że jestem Bogiem. Że uczyniłem nie możliwe. Że stworzyłem wszechświat. Ogólnie wywołałem wielkie poruszenie wśród nich i pamiętam jak niektóre wręcz inne miłe duchy przysięgały mi służyć.
Nic się wtedy nie odzywałem. Nawet przypominam sobie, że miałem ochotę przeczyć lecz milczałem, byłem zbity z tropu po pierwsze tym, że mój duch gdzieś odszedł, po prostu zniknął i przepad zostawiając mnie w miejscu pełnym fotonów i różnego rodzaju pierwiastków. Zostawił mi jednak tak jak by część swojej wiedzy w postaci świadomości, a po drugie było to dość miłe widzieć czy też postrzegać jak inni są zadowoleni i się cieszą.
Wiem, że nie był to koniec tej historii. Nie znam i pamiętam dokładnych szczegółów lecz przygarnął mnie jeden duch który się mną zaopiekował. Nie miał on duszy i powiedział mniej więcej -Chodź, zabiorę Cię. Ja nie mam duszy a ty ducha więc od teraz będziemy razem. Jednym bytem.
Nie chciałem iść. Uwierzyłem w siebie, że mógł bym więcej uczynić aby wszyscy byli szczęśliwi. Nie pamiętam czy jakiś opór stawiałem, czy nie i nawet czy cokolwiek do powiedzenia miałem. Pamiętam jednak, że z jakiegoś powodu ogromną bliskość czułem z tym bytem. Nie pamiętam też, jego postury i jak wyglądał.
Gdy mnie zabierał, to zabierał mnie z hibernacji w której byłem. Zdaje mi się, że poszedłem od razu i była to najwspanialsza istota którą spotkałem. Był to najcudowniejszy duch z możliwych który się mną zaopiekował. On nie dzielił się zemną emocjami. On w pewien sposób pozwalał mi je doświadczać jako te dobre.
Był opanowany w każdej sytuacji. Z nim nie czułem strachu, kompleksów, czegokolwiek. To duch matka dosłownie. Kiedy stawał przed jakimś wyborem czegoś, nie tylko był świadomy lecz jeszcze używał świadomości weryfikując jej skutek wraz z konsekwencją i robił to na zasadzie nie tego jak my ludzie myśląc i analizując próbując sobie wyobrazić ewentualną decyzje i jej skutek, on to po prostu już przewidywał z gotowym równaniem wybierając oczywiste i tego co chce wybrać, co również i dla mnie jest tym właściwym zawsze. Sęk w tym, że po mimo oczywistego, to umiał on sięgać w głąb duszy i pytać się mnie by znać dogłębną analizę tego jako oczami duszy ja to postrzegam i czy jest właściwe. Było by cudownie, gdyby człowiek potrafił tak robić. Przeważnie też staram się pytać coś swojej duszy ale jedyne co to mój tępy mózg mi odpowiada.
Trudno mi się też oprzeć czasem temu, co na przykład może stanowić, że dusza odwdzięczy mi się jak wyrzuty sumienia, myślę, że nad pewnymi uregulowaniami fizycznymi to ciało i nasz rozum w tępym mózgu rządzi. Kiedy widzę ładną dziewczynę, czuje, że dusza mnie ostrzega informując, że mam żonę ale rozum zaraz znajdzie tysiąc innych rzeczy aby uznać, że będzie dobrze i wypacza moralność z duszy. Zresztą połowa ludzi nawet nie wie, że ma dusze.
Ja nie rozumiem jak można żyć w ten sposób wypaczając to, że ma się ją.
Wiedząc, że moja dusza wolała by inne emocje wyjawić lub przedsięwziąć, bardziej wyniosłe z potrzeby choć by twórczej, to w ciele często ją zagłuszam śpiewając, drżąc ryja, pysk i mordę wniebogłosy.
Zresztą. Względem jedynie pewnych odniesień ekscesów tego co daje mi możliwość sięgnąć jako jej źródła zasobów w postaci pamięci własnej, to to co moja dusza przeszła i to jak jest trująca to szkoda mówić. Ciężko z takim Bólem żyć, w którym swoją i tak zepsutą psychiką musze siebie podtrzymywać jako na duchu to i jeszcze dusze, która pcha się tam, gdzie mi nie po drodze, nosząc w sercu jedynie smutek i żal oraz zepsucie jako tej, która wiele by oddała innym by im dobro nieść, to w zasadzie mając na względzie jej doświadczenia to jak jej to wyszło, to albo ma pecha albo po prostu nikt jej nie rozumie. Zrozumie ją ten jedynie, kto doświadczy tyle tego co ona. Wystarczy jedno życie, a wychodzi się starganym mając w świadomości kilka za sobą. Zresztą. Kiedyś nie chciałem w te wszystkie rzeczy wierzyć. Byłem Ateistą i robiłem wszystko by swojej duszy dopierdolić. Trudno mi się odnieść do tego, czy byłem kimś złym moralnie czy etycznie czy też może fizycznie.
Gdybym miał wystawić sobie ocenę, wystawił bym 2. Nic dobrego nie zrobiłem, nic nikomu nic nie dałem, niekiedy myślę, że pasożytowałem. Życie przetrwoniłem strasznie. Istna kpina jakaś.
Z drugiej strony do nikogo nie czuje zawistności, nienawiści i chyba z nikim jako ten któremu jestem wrogiem to chyba z nikim swad takich nie mam.
Jest jeszcze coś, co sprawia że z duszy można ją chwalić -to, że przynajmniej mogła komuś służyć.
Patrząc jednak rozumem, czuje złość i wykorzystanie, zszarpanie nerwów i zdrowia.
Szkoda, że być może ona ta osoba nigdy tego nie doceni, a także szkoda, że nie wie ile Bólu mi kiedyś zadała, a także wie co zrobiła jako pewnego rodzaju podziękowania.
Przypuszczam, że jak nam tu na ziemi, to gdzieś indziej coś robi takie manka męty, że nie dziwie się mu czemu na pewne kwestie inaczej reaguje.
Nie umiem tego wyjaśnić ale chyba natura ludzka, lub może linią czasu coś działa i powoduje byśmy tu na ziemi się nie lubili. Musze niestety zrobić coś co mi kazano lecz jak to mawiają, choć bym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę, może i upadnę, może i uklęknę lecz na zło złem nie odpowiem. Mając choć nadzieje, że wraz dobrem przeminę.
W każdym bądź razie. Jeżeli jest to zazdrością Stwórcy Wszechrzeczy oraz tego co mi dał a także to co mi uczynił przeciw mojemu Bogu. To po mimo faktu, że wiem za co, to mam nadzieje, że potrafi poznać mój Ból. Chce by wiedział, że nic nie chce. Chce by wiedział, że my ludzie nie jesteśmy przedmiotem do wykorzystywania i chce by wiedział, że jeżeli mój Bóg coś mu uczynił, to nie jego, a najgorzej mnie i nas ludzi karze. Dając Wole wyboru którego ktoś nie chce a musi uczynić, to jaka to wolna wola i dlaczego mnie okłamał, że mi ją daje.
Co to za Bóg i co to za Stwórca który pierw życie daje, a potem odbiera i podobnie jak czyni człowieka rozumnym dając mu język, porozmawiać sam nie umie i wyjaśnić dogadując się nie chce.
Prawdziwego Boga Oręż, powinno było być słowo. Szkoda, że Jezus tylko umiał nim się posługiwać.
Wiem, że linią czasu stało się coś złego. Wiem, że linią czasu drugi ucierpiał i wiem, że jest to pojebaństwem się ciągnące jako od chwil grzechu pierworodnego.
Nie tylko na ziemi ale i tam.
Przypuszczam, że linią czasu wydarzyło się coś, co spowodowało, że Panią mojego Boga i mojego wcześniejszego wcielenia coś połączyło. Dziwnym jest świtać mi nawet nazwa jako Andromeda. Być może wydarzyło to się czasem biegnąc od czasu ponad 2000 tyś lat temu, gdzie być może z perspektywy tamtego czasu, są one innymi jednak ciekawi mnie czy będą przyszłymi, czy późniejszymi.
Jeżeli tak się stało, to faktycznie, podpadłem pewnie mojemu Bogu jednak nie wiem, nie mogę się określić czasem, czy było to już po tym kiedy mnie zostawił, czy przed tym czasem.
Czym i kim ja do cholery jestem.
Rozumiem, czemu i za co ale szkoda, że nikt z ludzi nie zna tego ceny, którą ja płace. Aczkolwiek sprawa poważna i też jestem tego zdania, skoro ktoś chce ziemskich kobiet, to i my mężczyźni miejmy prawo za ich przyzwoleniem móc z ich kobietami się spotykać.
Jeżeli ma być w całym wszechświecie ład i porządek, zacznijmy nie o sobie myśleć. Właśnie to mnie najbardziej boli, że drodzy ludzie Jezus myślał o sobie chcąc jednocześnie pomóc Bogu który przez te zamieszki go zostawił. Mam za swoje. Cóż. Powinienem był ludzką mentalnością która mi tylko buntuje duszę, upić ją jako siebie i w dupie mieć.
Lecz czuje w duszy, że słusznym będzie kiedy uderzą cię w lewy policzek, nie nastawić im prawy a oddać głowę by mieli oba.
Cóż… Zawsze chce napisać coś na temat czarnych dziur i się na sentymentalne sraty taty łapię. Ludzie temat jako prędkości światła w próżni postrzegają 299 792 458 Wydaję mi się, że źle prędkość tą postrzegają i powinno było zostać podane tam uwzględnienie - około. W całym wszechświecie prędkość światła może być różna, gdyż cała czasoprzestrzeń jest obciążona wpływem grawitacyjnym, jednak w miejscach, gdzie wpływ ten jest największy, czas powinien był być liczony wedle obliczenia nie wiem, gęstości masy aby można było stwierdzić wpływ siły grawitacyjnej oraz poszarpanie i zagięcie czasoprzestrzeni? Dziwnym twierdzeniem, przyjmuje się też, że czas w czarnych dziurach zwalnia. To nie czas zwalnia lecz załamanie czasoprzestrzeni mocniej się zakrzywia i kurczy. Tym samym wpływ grawitacyjny staje się gęstszy. Ktoś objęty wpływem magnetycznym słońca, będąc w pobliżu drogi mlecznej niespełna 3 do 4 godzin objęty czasem w sposób który my postrzegamy, może się zdziwić jak do domu wróci po kilku latach ładnych latach a na zegarku wciąż będzie biła godzina 17:15. Zgadza się, nie będzie nas naprawdę tych 4-5 godzin które pokazuje zegarek, jednak w tamtym miejscu grawitacja tak ściska i wpływa na obiekty, że swoją siłą wyhamowuje je lecz czas ma stałą prędkość i nie może być wyhamowany. Zatem jak to jest tu tak a tu tak. Z ziemi podróżując ze stałą prędkością, powiedzmy jadąc po autostradzie która jest zrobiona na tej czasoprzestrzeni podróżując z prędkością 100km/h z perspektywy widza po za grawitacją odległość ta wynosić będzie tysiąc KM, dalej jadąc tą samą prędkość, przejedziemy już krótszy dystans itd., itd. Na naszym potencjometrze będzie pokazane, że faktycznie przejechane jest 3000tyś KM lecz obserwatora z góry będzie to możliwym 2500km. Z powodów zagięcia i skurczenia czasoprzestrzeni, w pobliżu drogi mlecznej powinieneś zwolnić jeżeli poruszasz się swoją stałą prędkością, Jeżeli wykorzystujesz przyciąganie fal grawitacyjnych ze strony czarnej dziury to nie zwolnisz lecz przyśpieszysz po mimo gęstości, która w próżni przecież nie stanowi problemu. Nie mam natomiast percepcji tego jak w drugą stronę to działa lecz z czasem i grawitacją można wszystko zrobić.
W tym przykładzie w którym jest wszystko jasne, myślę, że znany jest już myk podróży w czasie, jednak mam nadzieje nigdy przez nas ludzi nie będzie on nawet testowany gdyż człowiek zagłupi jest zniszczy siebie i wszechświat.
Co do Boga mojego, Boga Ojca światłości i Pana mojego. Wydaje mi się, że to ty byłeś tym który mnie wziołeś. Kochałem Cię i podtrzymywałem duszą na duchu. Gdy wyczuwałem niebezpieczeństwo ostrzegałem Cię. Pamiętam jak traktowałeś mnie jako coś, hmmm ważnego. Co stanowi osobowość. Duszy nikt tak nie traktował jak ty. Prubuje sobie przypomnieć moment kiedy to właściwie się stało. Cóż, myśle, że wtedy kiedy najpierw jednego byłem, a później po śmierci twoją duszą. Jeżeli jako Bóg bardzo pragniesz wywołać umnie poczucie winy, to powiem Ci, że tak. Byłem zazdrosny czasem o Ciebie i starałem robić wszystko, wedle twej woli a nawet więcej aby was być może skłucić. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć co to było, mam jednak daleki obraz tego jak próbowałem Cię zmotywować do czegoś, było to tym, że niepotrzebnie mnie posłuchałeś i umarliśmy. Potem Odrodziłem się z tamtym Bogiem i linią czasu znów coś się rozgrywało a ja go namawiałem do zaprzestania lecz on nigdy mnie nie słuchał tak jak człowiek który swoją dusze w taki sam sposób traktuje. Powinieneś mój Bogu o ile to ty byłeś przypomnieć sobie jaki ty byłeś w stosunku do kobiety, tego który był raz tobą a raz ty jego kobietą. Może to nie ty, może to ten wcześniejszy jednak jesteście podobni. Wiem już dokładnie co linią czasu i ja pewnej kobiecie a raczej udając odpowiedziałem.
Zatem wszystko co jest, jest wyznaczone linią czasu??? Nikt z nas nie ma wolnej woli i ma nam się wydawać?
W troje moji Bogowie stanowimy jeden Byt. Proszę nie bądzcie zbyt pochopni. Działajcie rozważnie. Robiąc sobie nawzajem pewne rzeczy, robicie nam też ludziom. Uczyniłem Coś co miałem nie uczynić. Zatem jedyne co, to proszę abyście zaprzestali działań na celu odbijania piłeczki jeden do drugiego. Oddam za was duszę gdyż nie mogę trafić w żadne z miejsc gdzie jest możliwym trafić, więc chociaż w tej kwesti miejcie litość i żyjcie wy tego jak ktoś sobie życzył albo sprawcie by Sobek ulżył mi w cierpieniu, świadomej duszy. Gdyż nawet będąc jako duch, duszy nie zostawie, jeżeli w dobrą opieke nie oddam.
P.S. Nie byłem zjadany dlatego boje się, że wiążą się z tym jakieś nieprzyjemności lecz mam nadzieje smaczny jestem i czynione to będzie szybko.